sobota, 6 kwietnia 2013
rozgrzewka
stwierdzam nieśmiało, że boję się ludzi. po 23 latach przebytych wśród różnych osób, tych pięknych i przyciągających, i tych, o których wolałabym zapomnieć stwierdzam, że boję się ludzi. trochę to śmiesznie brzmi, jak jakieś odkrycie, kiedy w rzeczywistości bałam się ich już od dawna i niejedna mądra osoba próbowała już mi to uświadomić... odważę się stwierdzić, że każdy z nas rodzi się albo otwarty, albo nieufny na innych. nie ma to związku z potrzebą bycia obok kogoś, niezaprzeczalnym jest fakt, że potrzebujemy innych do życia. jednak to ci nieufni mają w życiu łatwiej, paradoksalnie tak jest, mam w życiu łatwiej. co z tego, że większość wieczorów spędzę sama bądź z jedną osobą. co z tego, że nie zatopię się w morzu fascynujących jednostek, wielkich osobowości i indywidualności, czy rzeczywiście wierzysz, że jest ich aż tak wielu? ludzie zawodzą, zapraszają cię do swego niesamowitego, tajemniczego świata, kradną ci emocje a potem bez słowa zostawiają. ty zastanawiasz się dlaczego? co zrobiłam źle? czy nie należą mi się wyjaśnienia albo chociaż to pieprzone 'żegnaj'? a może lepiej nie zadawać tych pytań, nie wracać i nie uśmiechać się do siebie po latach ciszy, bo okaże się, że tam, gdzie miała być nieodkryta, piękna tajemnica nie ma już nic. i nigdy nie było. takie znajomości zakończone w połowie zdania, bo nie było możliwe powiedzenie niczego więcej. i tak, będę miała łatwiej bez tych burzy wokoło, tych pięknych ludzi. z prostej przyczyny - odwieczna prawda istnienia będzie łatwiejsza do przełknięcia. wszyscy rodzimy się i wszyscy umieramy samotnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz