sobota, 29 listopada 2008


5dni od czasu, kiedy 17 lat temu zmarł wielki człowiek, wiem wiem, pisałam już o tym, ale nie mogę się powstrzymac aby jeszcze raz wspomniec. tym razem konkretniej, najkonkretniej- freddiego mercury. trochę odbiera mi mowę, trochę mam mętne myśli, więc ciężko jest mi oddac, to, co czuję w słowach. wydaje mi się, że na tym świecie było kilku artystów-wokalistów, którzy będą istniec bardzo długo, długo nawet po własnej śmierci. on był kimś, kto stworzył podwaliny, nieprawdaż? tak jak pink floyd słychac w muzyce wielu znanych zespołów, takich jak np Joy Division, tak Mercury stworzył sylwetkę artysty, który połyka scenę całkowicie. jego głos i osobowośc były najważniejszym punktem Queen, tak bardzo znana 'zabawa': http://pl.youtube.com/watch?v=faUuwRDRrqA - jego pewnosc siebie wcale nie oburzała, ona była wręcz uwielbiana ! i jego życie, często, gdy czytam biografie znanych ludzi, które są nierzadko wręcz kontrowersyjne, to rozpieprza mnie to totalnie. kiedyś, jako 13letni dzieciak płakałam, dzisiaj to mnie nadal porusza. nieprzeciętnie zdolny, niesamowicie pewny siebie, rozpuszczony w własnej nietuzinkowości i rozrzutny jak cholera - tak znany, a tak mocno szanowany przez krytyków. ojaniemoge- król.
i wyklaszcz/wytup sobie dwie ósemki i cwiercnute- tak w kółko- oni kupili wszystkich !
niesamowity głos- nawet jego jazdy po gardle mnie urzekają
no nie wiem, nie wiem, rozwalona jestem totalnie.

Brak komentarzy:

O mnie

Moje zdjęcie
piszę ile chcę! ale tylko do 1200 znaków.